O jakież skrzydełka jego! barwa błękitna z różowym,
Na głowie coś zielonego a sam w pancerzu stalowym.
Motylu, piękny motylu, ja ciebie dziś złapać muszę!
Tylko stanę przy tym dylu, złapię, gałązki nie ruszę.
Do mojej miłej Justyny poniosę cię z skwapliwością.
Mój ty, motylu jedyny, z jakąż cię przyjmie radością!
Ona ci porobi klatki, majem cię w koło osłoni,
Każe zbierać różne kwiatki,jeść będziesz z jej białej dłoni.
Żeby ci tęskno nie było,ja szukać drugiego będę,
Jeśli wam tak w parze miło,jak ja z Justyną gdy siędę.
Nie bój się śmierci z jej ręki,żyj,póki zechcesz na świecie!
Ona nie patrzy bez męki,choć brzydką muchę kto gniecie.
Och! on poleciał w gęstwiny! nie złapię... próżno się kłócę.
Z czymże do mojej Justyny,z czymże ja z pola powrócę?
Autor: Franciszek Karpiński.
Fajne...ale pomałpowałaś po mnie :)
OdpowiedzUsuńdobrej nocy
-gaga-